Elektryczny skuter na minuty nie musi być brzydki. Dowodem są nowe skutery od Hop.city3 min czytania
Hop.City (dawniej Jadenślad) to firma udostępniająca skutery elektryczne na minuty w większych polskich miastach, jak Warszawa, Gdańsk, Łódź, Częstochowa, Wrocław, Trójmiasto. Od kilku dni na ulicach pojawiają się nowe, lepsze modele o dużo ciekawszej stylistyce. Wygląd to jednak nie wszystko.
Skutery elektryczne, obok hulajnóg i samochodów, są kolejnym godnym uwagi środkiem transportu w dużych miastach. Każdy z wymienionych ma swoje wady i zalety. Zaletami skutera od Hop.City jest mobilność oraz wyższa niż w przypadku hulajnóg prędkość. Ich nowy model potęguje te cechy.
Futurystyczny look
Nowe modele skuterów dostarczonych przez hop.city wyglądają świetnie. Całe oświetlenie jest w pełni ledowe, od głównych lamp po kierunkowskazy. Dodatkowo światła mijania działają na czujnik zmierzchu, więc nie musimy pamiętać o ich włączeniu. Krótka przejażdżka po garażu pokazała również, że są one nie tylko ładne, ale i skuteczne. Pod przyciskiem „Mode”, znajdującym się po prawej stronie kierownicy, mamy możliwość przełączania trybów jazdy. Dostępne są: Eco (łagodniejszy, który rozpędzi nas do 30 km/h) oraz „Sport” (znacząco żwawszy). Maksymalna prędkość w sportowym trybie to aż 47 km/h, a przynajmniej tyle udało mi się osiągnąć.
Skuter, tak jak i jego poprzednik, z racji na swój niewielki rozmiar jest raczej jednoosobowy. Jeżeli będziemy jechać na nim sami, nawet przy 188 cm wzrostu odnajdziemy komfort.
Każdy skuter ma kufer, w którym znajdują się 2 kaski (rozmiar M i L) oraz czepki na głowę, pozwalające zachować podstawy higieny.
Jeżeli miałbym wskazać cokolwiek, co mi przeszkadzało, to byłby to dziwny sposób włączania kierunkowskazów. Po lewej stronie znajdują się pod kciukiem 2 przyciski od lewego i prawego kierunkowskazu. Brak tutaj trzeciego, który wyłączałby ich działanie, zatem wyłącza się je poprzez delikatne naciśnięcie innego niż włączony. Jeżeli przyciśniemy go mocniej, przerzucimy kierunkowskaz np. z lewego na prawy, i z takim będziemy jechać przez kolejne kilometry, zanim tego nie zauważymy.
Nowy vs stary
Ciężko ocenić nowy skuter, nie mając odniesienia do poprzedniego modelu, zatem moim pierwszym ruchem po przejażdżce nowym, było znalezienie jego poprzednika. Po samej stylistyce można stwierdzić, że jest on starszy, ale przecież nie to jest najważniejsze.
Jazda wykazała, że wszystkie elementy pojazdu poszły do przodu. Od prędkości maksymalnej (38 kontra 46 km/h), przyśpieszenie, czy miejsca na nogi, po takie rzeczy, jak wyświetlacz, czy przełączniki. W starym modelu wszystko miało swój oddzielny włącznik, podczas gdy w nowym zastosowano automatykę, jak chociażby do świateł. Znacząco poprawiło się prowadzenie i hamowanie, ale to akurat mogło być wynikiem eksploatacji.
Ile to kosztuje?
Stosunkowo niewiele, bo zaledwie 49 gr za minutę + 2 zł za aktywację. Są to podobne ceny co w przypadku hulajnóg elektrycznych, które są znacząco wolniejsze. Dodatkowo jazda po chodniku czy ścieżce wymusza częstsze zwalnianie, co jedynie zwiększa przewagę skuterów Hop.City.
Gdybyśmy jednak chcieli takim transportem poruszać się częściej, np. codziennie do pracy, Hop.City przygotowało pakiety miesięczne. Obniżają one jednostkową cenę minuty, zwiększając atrakcyjność tego środka transportu.
W przypadku Warszawy mogę stwierdzić, że strefa, w której można wypożyczyć i oddać skuter, jest duża. Znacząco większa od tej dla skuterów, czy aut elektrycznych – w końcu mogłem zostawić sprzęt pod domem, a nie 2 km od niego. Myślę, że każdy, kto próbował już innych opcji elektrycznych, po prostu musi spróbować i tej, bo daje spory fun.