Poznajcie LEM, polskie motocykle elektryczne na poważnie2 min czytania
Świat niechybnie zmierza w stronę elektryfikacji mobilności. Zaczęło się od eliminacji dymiących parowozów i ich następców spalinowych. Aktualnie przyszło nam obserwować coraz szybsze wypieranie silników spalinowych, przez elektryczne w środkach bardziej indywidualnego transportu – samochodach i motocyklach.
Te ostatnie, produkuje coraz więcej firm. Zarówno tych mocno już osadzonych w świecie motoryzacji, jak i dopiero wchodzących na arenę zmagań producentów jednośladów. Jedną z takich firm jest Polski LEM, założony przez studentów Politechniki Wrocławskiej. Nazwa to z jednej strony akronim od Light Electric Motorcycle, a z drugiej nawiązanie do znanego polskiego pisarza-futurysty.
W garażach mieszczących się na terenie wrocławskiej uczelni technicznej powstało już kilka prototypów motocykli napędzanych woltami. Pierwszym z nich był LEM Falcon – offroadowa maszyna, która zdobyła pierwsze miejsce na międzynarodowych zawodach SmartMoto Challenge 2017 w Barcelonie.
Jego 8-kilowatowy silnik rozpędzał ważącą 80 kg maszynę do 130 km/h, a 2,4 Wh bateria pozwalała na godzinną jazdę po bezdrożach. Niektóre elementy motocykla studenci nabyli od uznanych producentów rynkowych, ale rama, poszycie i design motocykla jest wyłącznie ich wkładem autorskim.
Kolejna wizja na motocykl napędzany woltami pojawiła się w LEM kilka lat później i otrzymała nazwę Thunder. Podczas gdy pierwsze wydanie elektrycznego jednośladu od wrocławskich studentów, choć bardzo sprawne i z dobrymi osiągami — przypominało jednak samoróbkę z garażu à la Cytryn i Gumiak, drugie wcielenie (a właściwie drugie jego wydanie) to także design.
LEM Thunder 2 pod względem wyglądu nie różnił się znacząco od Falcona. Za to Thunder 2, to już zupełnie inna liga. Motocykl wygląda tak, jak by przyśnił się któremuś z włoskich designerów podczas słusznej porcji snu po dobrym seksie z uroczą Signora. I chociaż nieco przytył, to w terenie radzi sobie doskonale.
Jego 30 kW silnik potrafi rozpędzić motocykl do 120 km/h. Bateria zapewnia zasięg do 90 km. Niska masa – 120 kg możliwa była do utrzymania dzięki zastosowaniu wielu elementów wykonanych w technologii druku 3D. Studenci mieli co do niego ambicje, by stanął na starcie rajdu Paryż Dakar w 2018 roku, ale wszystko rozbiło się o pieniądze. Jak wiadomo – studenckie kieszenie głębokie nie są, a włodarze nie zdołali wysupłać na taką światową promocję pieniędzy. Ani ci na szczeblu lokalnym, ani centralnym. Szkoda, bo byłby to pierwszy motocykl elektryczny w tej rozpoznawalnej na całym świecie imprezie.
Autorem artykułu jest Jakub Tomaszewski.