Właśnie dotarła do mnie Xiaomi MiJia M365 – polubimy się czy nie?3 min czytania
Elektryczne hulajnogi, to trend, który zdaje się, już chyba zjadł elektryczne longboardy. W sumie nic dziwnego, są bardziej poręczne i przede wszystkim bardziej praktyczne. W moje ręce trafiła właśnie kultowa Xiaomi MiJa M365, ale ponoć nie pozbawiona wad.
O tej hulajnodze właściwie powiedziano już chyba wszystko. Kawał ciekawego sprzętu, który naturalnie nie jest pozbawiony bolączek. Stosunek jakości do ceny to naprawdę świetna oferta, ale do tego przyzwyczaiło nas Xiaomi. Przyjdzie zapłacić za nią odpowiednio, mimo wszystko naturalnie dalej warto, podpisać się mogę pod tym jeszcze przed właściwą recenzją. W końcu to urządzenie, które może nam zastąpić środki transportu, generując spore oszczędności.
Wracając jednak do samej Xiaomi i założeń, to ma mi ona służyć do codziennych dojazdów do biura. Oczywiście, jeśli pogoda będzie dopisywała. Drugim środkiem transportu, a właściwie głównym źródłem transportu w sezonie, jest mój motocykl. Sprawnie, szybko, niedrogo i bez korków, Xiaomi będzie jednak stanowić ciekawą odskocznie, tym bardziej jeśli będzie cokolwiek do załatwienia na mieście.
Jedyną moją obawą jest kilku kilometrowy podjazd, który muszę pokonać w drodze do biura. To zabawne, że takie się zdarzają, ale uwierzcie mi, mamy i takie, w tym naszym pięknym Trójmieście (w Sopocie co roku odbywają się… Górskie Mistrzostwa Polski 😉 ). Patrząc na wszystkie recenzje i testy, z tym może być różnie, bo o ile Xioami daje sobie rade z podjazdami, o tyle silnik urządzenia może się dość sprawni przegrzać. To będzie na pewno jeden z głównych punktów moich testów.
[alert]Moja hulajnoga pochodzi z serwisu GeekBuying.pl, gdzie możecie złapać Xiaomi Mijia za 1599zł. Przy pełnej recenzji postaramy sie nawet złapać dla Was kupony zniżkowe :-)[/alert]
Jeśli chodzi o pierwsze wrażenia, to jak zwykle Xiaomi umie bardzo dobrze połączyć bardzo konkurencyjną cenę z przyzwoitej jakości komponentami. Po wyciągnięciu całości z pudełka, wystarczyło dokręcić 4 śrubki i… hulajnoga byłą gotowa do użytku. Zaskakująco, nawet bateria naładowana prawie do pełna. Oczywiście błotnik się gibie na lewo i prawo, ale to zdaje się już tak ma być.
Zaskoczyła mnie obecność wężyka do pompowania kół, a przede wszystkim koła zapasowe (w komplecie z dętkami). Świetna opcja, tym bardziej że porównywarki pokazują tutaj kwotę w okolicach 90zł za sztukę.
Dotychczas miałem okazje przetestować SXT Neo i przyznam szczerze, że gdybym mógł wybierać, to wolałbym hamulec pod kciukiem, zamiast klasycznej klamki jak w Xiaomi. Wydaje się po pierwszych wrażeniach być mało komfortowa. Być może to kwestia przyzwyczajenia, ale to okaże się przy pełnej recenzji.
Dodatkowo przednie światło ledowe, wydaje się naprawdę przyzwoitej mocy, na pewno jest mocniejsze od tego co oferowało SXT Neo. Oczywiście Xiaomi wypada także na dużo większą, ale także cięższą hulajnogę, a przede wszystkim wolniejszą. SXT Neo rozpędzało się do 35km/h, co zdaje się nieosiągalne dla Xiaomi, nawet po odblokowaniu. To jednak ta druga prezentuje się lepiej i bardziej komfortowo, przez swoje wielkie, pompowane koła. Jak będzie w rzeczywistości? Przekonam się wkrótce, a wszystkimi wrażeniami podzielę się w pełnej recenzji.