Auta elektryczne w Polsce: coraz więcej zielonych tablic na naszych drogach3 min czytania
W Polsce liczba aut elektrycznych stale się zwiększa.
Ostatnio dużo czasu spędzam w trasie i pewnego dnia naszła mnie taka refleksja: Polska zaczyna być zielona. Chodzi oczywiście o elektryczność na polskich drogach. Jeszcze kilka lat temu, góra dwa-trzy, kiedy zobaczyłem na ulicy polskich miast Teslę z zieloną tablicą rejestracyjną, od razu oczka mi się otwierały szerzej, a blask w nich oślepiał.
Niedawno jednak złapałem się na tym, że mijam co chwilę zielone tablice i nie robi to na mnie większego wrażenia. I tutaj są dwa wnioski: jeden pozytywny, drugi – trochę mniej. Nie jest to marudzenie typowego „polaczka”, ale po prostu moja opinia w tym temacie.
Dużo zielonych tablic na polskich drogach – pozytywna strona
Zacznijmy od tej pozytywnej strony, bo chyba tak łatwiej. Kiedyś wspomniane Tesle, a teraz już praktycznie każda inna marka. Tesli nie przybywa na polskich drogach, a powód jest jeden – dostępność. Cena może i dla nas jest do przyjęcia, ale problem z salonami i długi czas oczekiwania na zamówienie – odstrasza. Teslę więc zostawmy na boku, bo na polskich drogach znajdziemy inne marki. I nie mówię tutaj o półce „exclusive”, tylko o tej do jazdy codziennej, dla domowych użytkowników, którzy chcą być eko.
Udając się na codzienny poranny spacer jestem zdumiony, że co chwilę mija mnie kurier na zielonych tablicach, a ostatnio nawet betoniarka na pobliskiej budowie przyciągnęła mój wzrok zielonymi tablicami. Dostawcy pizzy, czy nawet prywatne pojazdy – na zielono. Polska zaczyna wbrew pozorom dostrzegać problem katastrofy klimatycznej i rodacy chcą wrzucić coś od siebie w celu ratowania naszej planety. Polaków też zapewne nie przyciągają specjalnie dopłaty, które – podobnie jak w przypadku fotowoltaiki – pozostawiają wiele do życzenia. I tutaj przechodzimy więc do drugiego aspektu – negatywnego.
Dużo zielonych tablic na polskich drogach – strona negatywna
Samochodów elektrycznych faktycznie jest coraz więcej. Nie mówimy rzecz jasna o „zalewaniu” naszych dróg ekologią, ale o dobrym – jak wyjaśniłem wyżej – zjawisku. Ogromnym minusem jest jednak to, że wszystkie te zielone tablice wożone są przez pojazdy produkowane przez zagraniczne firmy. Dotknę tutaj trochę polityki, ale niestety trzeba. Rok 2021 wyobrażałem sobie właśnie w podobny sposób, jak to jest w rzeczywistości: na polskich drogach będzie sporo elektryków. Może nawet nie oczekiwałem, że będą to takie ilości jak teraz, ale spodziewałem się jednego – będzie to polski samochód elektryczny.
Mateusz Morawiecki obiecał nam milion elektryków. Nie mówił wtedy o polskich samochodach, ale o elektrycznych ogólnie. Obietnica z ust aktualnego premiera padła ponad 5 lat temu. Owszem, powiedziano wtedy, że milion samochodów elektrycznych będzie w Polsce do roku 2025, jednak szybko zaczęto się wycofywać z tych słów. Aktualnie jest mowa bodajże o 650 tysiącach „pojazdów” elektrycznych do końca tej dekady. Pojazdów elektrycznych, a nawet hybrydowych. Szybko więc rozciągnięto znaczenie słów wypowiedzianych kilka lat temu.
Nie spodziewałem się, że ten słynny milion będzie dotyczył „naszych” rodzimych produkcji, ale sorry, chociaż jeden taki samochodzik na polskiej drodze? No dobra, dwa, bo Malucha elektrycznego już mamy. Izera ciągle jest w planach, więc raczej nie przyspieszy ona specjalnie rozwoju rynku pojazdów elektrycznych na polskich drogach.