2 dni, 4 godziny prób i ani jednego przejechanego metra – pierwsze wrażenia na jednokołowcu Ninebot4 min czytania
Zarażony magią pojazdów elektrycznych przeszedłem od tych oczywistych na te bardziej nietuzinkowe. Wybór padł na jedną z najdziwniejszych opcji, czyli monocykl. Łączy on w sobie wszystkie zalety innych pojazdów i ma tylko jedną istotną wadę — trudność nauki.
Może to zabrzmi jak promocja, ale wszystko zaczęło się dzięki Lime. To on pozwolił mi w prosty i tani sposób spróbować, co znaczy jazda na elektryku. Byłem w pobliżu Wrocławia, więc szybka akcja — aplikacja, karta kredytowa i poszukiwania hulajnogi. Zajawka złapała, ale jak szybko przyszła, tak samo szybko została zepchnięta w czeluście niepamięci.
Sytuacja z zajawką powtórzyła się po otrzymaniu do testów Ninebot Mini od Xiaomi. Łatwość, z jaką przyszła mi jazda na pojeździe samobalansującym się, przekonała mnie, że to nie tylko magia hulajnogi, ale coś bardziej ogólnego. Frajda z jazdy takim pojazdem jest nieporównywalna z niczym innym. Zatem co wybrać?
Wybór
Na rynku możemy kupić:
Hulajnoga — jest to moim zdaniem oczywisty wybór dla początkujących, w końcu każdy jeździł kiedyś hulajnogą. Poza tym ich osiągi są ponadprzeciętne. Najszybsza (chyba) SXT osiąga nawet 65 km/h. Jest to jednak zbyt oczywisty pojazd i za mało wymagający. Przecież hulajnogami jeżdżą teraz wszyscy za sprawą Lime i Hive.
Deskorola — Ciekawsza forma pojazdu na co dzień, choć z dużą wadą, jaką są małe kółka łatwe do zblokowania. Dodatkowo ich rozmiar wpływa negatywnie na wygodę podróżowania. Sterowanie pilotem, również nie jest tym, czego szukam. Znam szybsze i fajniejsze pojazdy do sterowania pilotem. Drony? Spalinowe auta rc?
Hoverboard — zaliczam do tej grupy (może niesłusznie) również konstrukcje typu Segway. Jak mogliście się przekonać po testach, takie zabawki przypadły mi do gustu, ale ich prędkość maksymalna pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo są duże i ciężkie w transporcie. Zresztą, wkrótce możecie się spodziewać nowego testu hoverboard’a.
Jednokołowce — czyli wszystko, co ma jedno koło. Niezależnie czy wygląda jak Ninebot One, czy też OneWheel. Posiada duże kółko, co bardzo pozytywnie wpływa na wygodę, duży zasięg oraz niezłą prędkość maksymalną.
Ninebot One E+
Wybór padł na używany model E+, czyli monocykl wyposażony aż w 16″ koło oraz 500W silnik. Przy baterii 320Wh oznacza to całkiem wysokie parametry jazdy oraz… wagę. Wynosi ona mianowicie 14,3 kg. A że nie posiada wyciąganej rączki, to jego przenoszenie w miejscach, w których nie da się jeździć, do wygodnych nie należy.
Co do jazdy, której jeszcze nie doświadczyłem, producent twierdzi, że możemy przejechać na Ninebot E+ 30 km z prędkością do 24 km/h. Przeglądając sieć, znalazłem informacje o możliwych modyfikacjach, które pozwolą rozwinąć nawet 30 km/h — nieźle!
4h treningu i efekt mizerny
O wszystkim powyższym można przeczytać sobie w sieci, zatem przejdźmy do treningu.
Jeżeli miałeś możliwość spróbowania jazdy na takim sprzęcie i po pierwszym postawieniu swojej nogi na podeście chciałeś zrezygnować to bardzo dobrze. Większość osób, jak i ja, miało przeczucie, że na tym po prostu NIE DA SIĘ JEŹDZIĆ. Potrzeba było dużo samozaparcia by stanąć drugą stopą i trzymając się ściany po prostu stać. Na pewno w tym momencie przydało się moje doświadczenie z Ninebot’a Mini, bo balansowanie przód-tył wygląda podobnie. To miałem za sobą.
Po postawieniu drugiej stopy zaskoczył mnie fakt braku wspomagania ze strony urządzenia. Tak, na boki pojazd przechyla się tak samo, jak zwykły monocykl. Bez żadnego wsparcia dla użytkownika. Oznacza to tyle, że przy zatrzymywaniu się i ruszaniu należy z niego zeskoczyć, a to jest piekielnie ciężkie.
Po 2 dniach i 4h prób jestem w stanie stanąć na nim, poruszać się do przodu i tyłu przy ścianie i przewrócić się metr od niej. Przewracanie wbrew pozorom jest proste — zeskakujemy i łapiemy kółko. Jak się nie uda, ląduje na ziemi.
No nic, łatwo nie jest, ale nie poddaje się! Jutro się uda.
Pełna recenzja Ninebot One E+ już jest na Rozładowanych!